Witajcie! W Toruniu nastała wyczekiwana wiosna :) Pogoda zachęca do
aktywności fizycznej na świeżym powietrzu. Tak trudno nie założyć butów
biegowych, gdy słoneczko tak pięknie świeci, a biegało się przecież i przy
minusowych temperaturach. Jednak plan jest planem i trzeba się go trzymać, wolę
uniknąć kontuzji, gdyż wtedy czas, w którym nie będę mogła biegać, może trwać
znacznie dłużej. Jestem świadoma, że pokonanie Maratonu było dla mojego
organizmu, mięśni, kości czy stawów dużym wysiłkiem, dlatego należy się nam
odpoczynek. Mój pomaratoński plan regeneracyjny zakładał nie bieganie przez co
najmniej dwa tygodnie, w tym czasie odpuściłam sobie treningi w domu. Dopiero
wczoraj urządziłam sobie trening: były sqaudy i ćwiczenia z taśmą, które
możecie znaleźć (tu) we wpisie Pani Joli, a na koniec rozciąganie.
Piękny Toruń! |
Jutro jest niedziela i jednocześnie miną 2 tygodnie od OWM,
a to oznacza, że wybiorę się na krótki, spokojny bieg. Będzie to pewnie około
5-6 km. Stopniowo będę zwiększać dystans, aby powrócić do swojego naturalnego
rytmu. Jestem bardzo ciekawa, ile zostało z mojej formy wypracowanej na Orlen.
Nigdy na tak długo nie porzucałam biegania, nawet podczas choroby robiłam tylko
tydzień przerwy. Z całą pewnością powrót nie będzie taki prosty, nie będę
biegać od razu tak jak na treningach przed maratońskich. Wiem, że będę
potrzebowała trochę czasu i dam go sobie J
Już w momencie pisania relacji z Maratonu czułam się dobrze,
dziś jest jeszcze lepiej. Nie odczuwam żadnego bólu w mięśniach czy stawach, a
w szczególności mam tu na myśli kolana, które okazały się moją najsłabszą
stroną podczas pokonywania 42 km. Tuż po ukończeniu biegu wiedziałam nad czym
chcę pracować najciężej – będą to mięśnie czworogłowe, których zadaniem będzie
odciążyć kolana.
Jestem w pełni gotowa na pokonywanie kolejnych wyzwań,
które postawię sobie na mojej biegowej drodze J Wyzwania te już powoli klarują się w mojej głowie.
Przed Maratonem czytałam wiele relacji z trasy tego wtedy dla mnie mitycznego dystansu,
w wielu przypadkach przepełnione były one bólem, łzami i ścianami. W większości
przypadków taki obraz przedstawiały relacje z pierwszej próby pokonania
Królewskiego Dystansu, co jeszcze bardziej mnie przerażało. Kiedy ukończyłam
Maraton i zdałam sobie sprawę, że nie
taki diabeł straszny jak go malują, poczułam że chcę więcej Oczywiście nie
twierdzę, że jest to Pikuś i każdy
bez przygotowania może to zrobić. Ja pracowałam i zaowocowało to na trasie w
postaci braku spotkania z jakąkolwiek ścianą J
PurrPurr też lubi taką pogodę! :) |
Jako, że trwa regeneracja, to chciałabym podzielić się z
Wami przepisem na ciasto, które wczoraj upiekłam.
Ciasto rabarbarowo -
malinowe z bezą J
Składniki:
- Rabarbar – 500 g
- Maliny – 100 g
- Mąka pszenna – 100 g
- Mąka ziemniaczana – 20 g
- Masło – 50 g, 20 g = 70 g
- Cukier – 50 g, 80 g = 130 g
- Cukier puder – 25 g
- Cukier wanilinowy – 1 opak
- Miód – 20 g
- 1 jajko, 3 białka
- Proszek do pieczenia – pół łyżeczki
- Sól – szczypta
- Woda – 0,25 szklanki.
Wykonanie:
- Rozpoczynamy od przygotowania kruchego ciasta na spód.
- Przesiewamy mąkę pszenną i cukier puder, np. na stolnicę (gdzie będzie nam łatwo później wyrobić ciasto bez zbędnego bałaganu).
- Dodajemy zimne masło (50g), cukier wanilinowy, proszek do pieczenia, sól i całe jajko.
- Zagniatamy ciasto.
- Dobrze wyrobione ciasto zawijamy w folię spożywczą i wkładamy do lodówki.
- Po około godzinie wyjmujemy ciasto z lodówki i wkładamy do formy.
- Wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180 C na 15 minut.
- Teraz czas na przygotowanie nadzienia do ciasta.
- Rabarbar i maliny myjemy, a następnie kroimy, tylko rabarbar, na kawałki nie za duże.
- Rabarbar wrzucamy na patelnię.
- Dodajemy masło (20g), cukier (50g), miód – wszystko mieszamy i podsmażamy chwilę.
- W szklance mieszamy mąkę ziemniaczaną z wodą, powstałą zawiesinę dodajemy na patelnię. Mieszamy dokładnie aby powstały „kisiel” pokrył rabarbar.
- Na patelnie wrzucamy maliny i delikatnie mieszamy.
- Nadzienie przekładamy na upieczony spód.
- Czas na bezę. Ubijamy białka z odrobiną soli na sztywną pianę. Dodajemy stopniowo (nie zaczynamy od początku, tylko pod koniec ubijania) cukier (80g).
- Ubitą pianę przekładamy na owoce.
- Wkładamy do piekarnika (170 C) na 50 minut. W połowie pieczenia warto przykryć ciasto papierem do pieczenia, aby uchronić bezę przed zbytnim zrumienieniem.
Smacznego!
Ps1. Orginalny przepis pochodzi ze strony kuchnialidla.pl
Ps1. Orginalny przepis pochodzi ze strony kuchnialidla.pl
Ps2. Moje kolejne biegowe plany w następnym poście J
No comments:
Post a Comment