Sunday, 8 May 2016

Nigdy nie mów - nigdy!


                               Napisała Jola @ 8 maja, 2016 r. 

  Tydzień temu, dokładnie 1 maja, 2016 roku, do naszego grona biegaczy dołączył mój mąż, Darek. Potrzebował dużo czasu aby wszystko przemyśleć, poobserwować a w końcu samemu spróbować czym jest bieganie. Ponieważ do biegania był nastawiony na nie, tym bardziej jego decyzja wzbudza we mnie niedowierzanie i radość  zarazem że jednak moja motywacja i to co robię ma jakiś sens :)
 Zawsze chciałam aby biegał razem ze mną, bo wiadomo, że jeśli ma się pasję to chciało by się dzielić ją z innymi a już na pewno z najbliższymi, szczególnie jeśli pasja ta jest połączona  z dbaniem o własne zdrowie. No ale nic na siłę, wszystko ma swoje miejsce i czas! 
Mąż jeździł ze mną na wszystkie zawody, więc miał dużo czasu do własnych przemyśleń, wszystkich za i przeciw. Jego czas widocznie nastał teraz. Po moim drugim maratonie, w którym razem ze mną biegła Marlena, coś się w nim obudziło. Po przylocie do domu, zapytał mnie czy pójdziemy w niedzielę pobiegać?! Nie mogłam w to uwierzyć że naprawdę to powiedział!
Ponieważ ja w tym tygodniu byłam jeszcze w trakcie regeneracji, chętnie na to przystałam i czekałam z niecierpliwością do niedzieli, czy słowa dotrzyma! 
Darek, z racji tego że mu "przybyło"na brzuchu, ma nieco utrudnione początki biegania, ponieważ musi zacząć od utraty wagi i to o dobre 15 kg! Czyli, zaczynamy pracę u podstaw.
 Nadeszła niedziela. Jego waga początkowa to 98,5 kg. Nastawiony pozytywnie, trwa twardo w postanowieniu o wykonaniu pierwszego treningu. Bardzo mnie to cieszy. Zjedliśmy śniadanie "biegaczy" i wyruszamy do parku. 


Pierwsze jego śniadanie biegacza :) 


Ja wcielam się w rolę trenera, zaopatrzona w gwizdek i czasomierz, truchtam powoli za nim ;) Na początek zaczynamy od 3 minut marszu i 2 minut truchtu - na dystansie 3,5 km. Wieczorem w domu były jeszcze deski 4 - po 15 sekund na każdy bok.


Pierwsze kilometry ... 

 W poniedziałek - rowerek w domu, 30 minut oraz deski, 4 - po 15 sekund na każdy bok. 
Wtorek - rowerek w domu - 30 minut oraz deski 4 - po 15 sekund na każdy bok.
 Środa - w parku 3 minuty marszu i 2 minuty truchtu - na dystansie 3,5 km.


Lekko pod górke ... da radę! 

 Czwartek - deski - po 20 sekund na każdy bok.
 Piątek - rowerek w domu, 30 minut.
 Sobota - piękna bezwietrzna pogoda, poszliśmy więc pograć w badmintona, 1 godzinkę - super sprawa na rozciąganie!W domu deski - 4 po 30 sek na każdy bok. 




Koktajl ze szpinaku i banana 




Dobrze jest się porozciągać 






Niedziela - a więc tydzień od podjęcia wyzwania. W parku marsz - 3 minuty i 2 minuty trucht - na dystansie 3,5 km, 3,5 km przejechał na rowerze. W domu deski 4 - po 30 sekund na każdy bok. 



Trzeci trening 
I końcowy gwizdek :) 

 Podsumowując: trenował marszobieg 3 razy w tygodniu, do tego rowerek w domu 3 razy po 30 minut, deski, badminton, oraz rower na świeżym powietrzu. 
 Waga po tygodniu trenowania wskazuje 96,6 kg czyli jest lżejszy o 1,90 niż był jeszcze tydzień temu. Jednym słowem - było warto! 

 Od przyszłego tygodnia ja zaczynam powoli wchodzić w swój rytm biegowy i tak od teraz będziemy razem biegać wtorki, czwartki i w weekend, zależy od pogody, będzie to albo sobota albo niedziela. Do ćwiczeń w domu dojdą mu jeszcze przysiady. 
Jeśli chodzi o posiłki to jemy to co zwykle. Jedyna zmiana to nie kupujemy już absolutnie żadnych słodyczy. Słodkie tak ale tylko to co sama przygotuję w domu. 
Jeśli będzie się starał panować nad tym co je, poza domem, mam tu na myśli batoniki, coca - cole w drodze do pracy itp. to wszystko jest na najlepszej drodze!
Mam nadzieję że wytrwa przy diecie, bo aby czerpać radość z biegania trzeba być świadomym diety - bez tego ani rusz!

Ps. Ja dziś po 2 tygodniach przerwy zrobiłam 10 km na rowerze i 3,5 km truchtu. Było super. Nogi niosą! Siła wytrenowana do maratonu utrzymuje się nadal. Super wrócić do biegania. 




                                                            Razem raźniej! 
   

  

No comments:

Post a Comment