Tuesday, 22 March 2016

PZU Gdynia Półmaraton – zaliczony!

Napisała Marlena @ 22 marzec 2016

Następny w kolekcji!

20 marca 2016 roku stał się dla mnie wyjątkowym dniem, gdyż po raz pierwszy (oficjalnie) ukończyłam trasę półmaratonu – 21.097 metra. „Oficjalnie” znaczy tyle, że pierwszy raz dane było mi ukończyć taki odcinek na imprezie biegowej z pomiarem czasu. Oczywiście w przygotowaniach, treningach biegowych, nie zabrakło takich długości, ale to jest dużo inne doświadczenie: przebiec 21 km na treningu, a pokonać taką samą trasę w mieście, w którym się wcześniej nie biegało i z kilkoma tysiącami innych biegaczy.

Była to pierwsza edycja tego biegu i moim zdaniem jak najbardziej udana. Oczywiście, jak to może zdarzyć się na tak dużej imprezie, były małe niedociągnięcia, ale umówmy się - organizatorzy to też ludzie i mają prawo do małych błędów :)

Jeśli miałabym wymienić jakieś niedopatrzenia to wpisałabym słabo rzucające się w oczy, mało widoczne oznaczenie poszczególnych stref startowych. Nie wiem czy inni biegacze mieli podobne odczucia, ale w pewnym momencie bałam się, że będę zmuszona wystartować z innej strefy startowej (czego zwolennikiem  nie jestem). Fakt, że nie mogłam odnaleźć swojej strefy, wynikał także w pewnym stopniu z tego, że byłam bardzo zdenerwowana, w końcu był to mój pierwszy półmaraton :)

Jeśli miałabym wymienić jeszcze jeden minus, to na pierwszym punkcie z wodą niestety jej nie otrzymałam. Przy punkcie utworzyła się dość spora kolejka i wolontariusze nie nadążali z napełnianiem nowych kubków. Ja, nie chcąc tracić czasu, zrezygnowałam z czekania, gdyż posiadałam wodę ze sobą. 

Do Gdyni przyjechaliśmy w sobotę około południa. Chcieliśmy trochę pospacerować, coś zjeść i pojechać odebrać pakiet. Odbiór pakietu przebiegł bardzo sprawnie. Uczestniczyliśmy także w pasta party :) Makaron był bardzo smaczny, jednak porcje malutkie.

Expo :)
Po powrocie do hotelu zaczęłam odczuwać stres. Postanowiłam szybko się położyć i nie myśleć o jutrze. W niedzielę budzik zadzwonił o 7 rano, wstałam bez problemu. Postanowiłam zjeść to co zwykle jadam przed bieganiem, nie chciałam eksperymentować. Były to bułki z masłem orzechowym i dżemem, a do tego zwykła, czarna herbata :)

Gotowa do biegu!
Tak jak już wspominałam wyżej miałam trochę problemów z odnalezieniem swojej strefy startowej, jednak koniec końców udało się :) Gdy stałam pomiędzy innymi biegaczami, oczekując startu naszej strefy, poziom stresu sięgał zenitu. Punktualnie o 10 wystartowała elita, a potem w minutowych odstępach kolejne strefy i przyszedł czas na nas – strefa A3 :) 10, 9, 8… i wystartowaliśmy.

Chwila przed startem :)
Moje obawy wiązały się głównie z pierwszym kilometrem, nie chciałam pobiec zbyt szybko niesiona atmosferą całej imprezy. Na szczęście wszystko poszło zgodnie z planem. Pierwszy kilometr był bardzo spokojny, zrobiłam go w około 6.5 minuty. Następnie planowałam biec jednak trochę szybciej, tak aby dobiec do mety po około 2 godzinach. Podczas biegu miałam ze sobą włączone Endomondo i do pewnego momentu śledziłam czas z jakim biegnę. Po dobiegnięciu do mety i przeanalizowaniu zapisu Endomodno okazało się, że biegłam średnio 5:26 min/km :)  (muszę tutaj zaznaczyć, że aplikację włączyłam chwilę przed przekroczeniem linii startu i sporą chwilę po przekroczeniu mety). Mimo że biegłam tempem szybkim jak dla mnie, to nie odczuwałam tego. Biegło mi się bardzo dobrze :)

Strachem napawała mnie gdyńska pogoda. Podczas spacerów w sobotę było zimno i dość wietrznie, powtarzałam w sobie: Czemu na pierwszy półmaraton wybrałaś miasto nad morzem, mogłaś spodziewać się że będzie wietrznie?! Na bieg ubrałam kurtkę i rękawiczki, jednak szybko okazało się, że nie będą mi potrzebne. Oddałam je mojemu Kibicowi na około 10 km. Było mi ciepło, a silniejszy wiatr odczułam tylko raz :) Podbieg którym była Ulica Świętojańska, nie okazał się wcale taki uciążliwy.

Trasa biegu poprowadzona była tak że można było zobaczyć trochę Gdyni. Ostatnie kilometry biegły Bulwarem Nadmorskim, bardzo miło było kończyć bieg przy takich widokach :)

Wbiegłam na metę szczęśliwa choć trochę zmęczona przez szybki finisz. To uczucie gdy wbiega się na metę jest nie do opisania… Musicie sami spróbować! Polecam! Wzruszenie, radość i łzy szczęścia :)

Zmęczona, ale szczęśliwa!

Zawody ukończyłam z czasem 1h:54:56 – wielka niespodzianka! Nie sądziłam że pokonam 21 km przed upływem dwóch godzin, a o takim czasie to nawet nie marzyłam :)


Nowa wiadomość! :) 

Cieszę się że wzięłam udział w tym biegu. Tyle obaw, a wszystko poszło dobrze, nawet lepiej niż dobrze :)




No comments:

Post a Comment