Monday, 28 November 2016

Prosto z białego Parku! :)

Napisała Marlena@28/11/2016




Witajcie! Dziś miałam okazję przypomnieć sobie jak biega się pośród śniegu. Tak! Winter is coming! Przed południem padał naprawdę gęsty śnieg, jednak już o 14 nie było opadów i pognałam do parku. Park przywitał mnie piękną, śnieżną aurą. Drzewa i ścieżki, zasypane jeszcze bialutkim śniegiem, wyglądają bajkowo. W parku spotkałam dużą liczbę spacerujących samotnie lub z pieskami, mamy z dziećmi, a także dzieci w wieku szkolnym rzucające się śnieżkami, musiałam uważać żeby nie zostać trafioną! ;)

Śnieżny Park Tysiąclecia!


Do wykonania na dziś miałam 30 minut spokojnego biegu, więc śnieg nie stanowił żadnej przeszkody. Choć należy uważać, gdyż momentami jest ślisko! Ciekawi mnie ile zostanie z dzisiejszego śniegu na jutro, gdyż mam do wykonania interwały?


Śniadanko! Jaglanka z jabłkiem, bananem,
mielonymi migdałami i orzechami

W zeszłym tygodniu zachęcona artykułem w Women’s Health wprowadziłam do swojego biegowego świata nowy plan treningowy. Wiążę z tym planem duże nadzieje, gdyż nigdy wcześniej nie próbowałam wykonywać serii interwałów ani podbiegów, mój trening polegał na bieganiu krótszych i dłuższych dystansów zazwyczaj spokojnym tempem lub czasami szybszym przy krótszych dystansach.

Moje babeczki! ;)

Plan zakłada: dwa razy w tygodniu biegi 30 minutowe, seria interwałów, seria podbiegów, jeden bieg 60 minutowy, dwa razy w tygodniu ćwiczenia w domu + dwa wolne dni, na regenerację. W minionym tygodniu udało mi się zrealizować plan w pełni z czego jestem bardzo zadowolona, bo wiadomo z tą systematycznością to bardzo różnie bywa!
Mój obecny plan jest elementem przygotowań do wiosennego Maratonu, w którym planuję przekroczyć barierę 4 godzin.



                Poza treningami oczywiście staram się pilnować tego co jem. I tutaj mam wiadomość dla tych z Was którzy lubią batoniki. Jakiś czas temu wpadłam w Rossmanie na batoniki o nazwie Dobra Kaloria. Jestem dość sceptycznie nastawiona do takich produktów, ale te szczerze polecam. Na pewno znacie ten moment kiedy widzicie że dany produkt swoim opakowaniem i nazwą przekonuje że powstał z naturalnych składników i nie zawiera zbędnych szkodzących substancji, a po przeczytaniu składu takiego produktu okazje się że do bycia healthy i fit mu daleko! L Niestety takimi zabiegami jak „zdrowe nazwy”, smukłe sylwetki na opakowaniach, jasne kolory czy rysunki zbóż producenci próbują nas oszukać i wcisnąć Nam coś, co zdrowe nie jest. Nie dajmy się oszukać i czytajmy składy! Tak więc nazwa Dobra kaloria od razu skojarzyła mi się z takim zabiegiem. Przeczytałam skład jednego z batoników i nie mogłam uwierzyć. Naprawdę bardzo dobry! Wiedziałam że muszę przekonać się jak smakują i okazało się że najbardziej do gustu przypadł mi smak kakao&orzech. Zdrowa, smaczna przekąska. W sam raz na mały głód po treningu! J


 Trzymajcie się ciepło! 

Sunday, 20 November 2016

Zupki rozgrzewająco - sycące


                                                     Napisała Jola @ 20 listopada, 2016 r. 




  Zimno, coraz zimniej... Gdy za oknem szaro i mokro, aby poprawić sobie w jakiś sposób nastrój często powracam do miłych wspomnień z minionego lata. Ostatnio wspominałam co dobrego jedliśmy. Przeglądając fotki natknęłam się na zupy które jedliśmy w Warszawie. Szczególnie jedna wywołała we mnie gorące wspomnienia i wręcz idealnie nadaje się aby przyrządzić ją właśnie teraz ;) Były to zupy tajskie na mleku kokosowym. 
Pierwsza z nich to zupa o łagodnym smaku, z kurczakiem i słodkimi kolorowymi paprykami. 



Druga natomiast, to zupa z krewetkami i papryczkami chilli. Była tak pikantna że do dziś gdy o niej pomyślę robi mi się gorąco. 



Tak przyszło mi na myśl aby taką zupę sobie przyrządzić w domu, lekko pikantną tym razem. Za pierwszym razem zrobiłam tylko z kurczakiem, za drugim razem z dodatkiem pieczarek. 
"Tajska zupa z kurczakiem i mlekiem kokosowym" 
Przepis pochodzi z bloga makecookingeasier.pl


tu w wersji z pieczarkami 

Z grzankami smakują świetnie! 

Zupy są łatwe do zrobienia i świetnie rozgrzewają! 

Następna zupa pochodzi z przepisu na blogu ervegan.com 
"Prosta zupa miso na przeziębienie - pełna aromatu 




Ps. ja lubię miękkie warzywa więc zanim się zabiorę do przyrządzania zupy, chwilę je gotuję (ok 5 min) 
Zupa składa się z tych kilku zaledwie składników ale jest bardzo sycąca. Smak nico odmienny od zup do jakich przywykliśmy, ale ja akurat lubię smakować więc narzekać nie będę;) 

W takie jak teraz pochmurne i chłodne dni nie ma lepszego sposobu na poprawę humoru niż dawka endorfin po bieganiu i porcja gorącej zupy! 



Polecam też zupy z soczewicy czerwonej zwłaszcza z dodatkiem chilli, kminu rzymskiego i papryki. 
Pyszny przepis na jedną z takich zup znajdziecie na blogu kwestiasmaku.pl "Zupa z soczewicy z pomidorami" 




                                        Życzę smacznego oraz miłego biegania! 

Sunday, 13 November 2016

Mój drugi Bieg Niepodległości

Napisała: Marlena@13.11.2016r
.
Piękny! Bardzo orginalny :)

                Witaj! Dziś zapraszam do przeczytania mojej relacji z 1 Poznańskiego Biegu Niepodległości.                                  
               Dlaczego Poznań? Pewnego dnia, kiedy przeglądałam mojego Facebook’a, w proponowanych stronach ukazała mi się strona Biegu Niepodległości w Poznaniu wraz ze zdjęciem medalu. Od momentu jak go zobaczyłam byłam zachwycona, od razu pokazałam medal Tomkowi. Zaczęłam przeglądać stronę internetową Biegu, czytać regulamin (zawsze czytam regulamin biegu w którym biorę udział, też tak macie?) i byłam coraz bardziej na TAK! Kolejnym argumentem przemawiającym za wizytą w Poznaniu był fakt, że żadne z nas nie było jeszcze w tym mieście, więc będzie okazja żeby poznać coś nowego. Wiedziałam, że organizatorzy przewidują duży limit uczestników, bo aż 10 tys., jednak z dnia na dzień liczba chętnych do udziału w biegu biegaczy powiększała się . Nie chcą utracić szansy na świętowanie Dnia Niepodległości w Poznaniu, zapisaliśmy się już na początku października. 

Pakiet odebrany!

                Do Poznania przyjechaliśmy około 13nastej w czwartek, spacer do hotelu, a potem obiad. Biuro zawodów mieściło się w hali Międzynarodowych Targów Poznańskich, a pakiety można było odbierać od 16nastej, więc i my pojawiliśmy się tam o tej porze. Odbiór pakietów przebiegł bardzo sprawnie, nie było kolejek. Po odebraniu pakietu byliśmy trochę zdziwieni, na pakiet składał się numer startowy, agrafki (ja dostałam tylko 3), fasolki niepodległości, worek do depozytu, woda i koszulka. Brakowało nam drukowanego informatora dotyczącego Biegu czy małych drobiazgów od sponsorów, reklamodawców. Po odebraniu pakietów sprawdziliśmy czy dostaliśmy poprawne numery startowe i jak wyglądają koszulki. Trochę się martwiliśmy o koszulki, gdyż od środy na facebookowym profilu biegu wielu biegaczy pisało, że koszulki są w dziecięcych rozmiarach i nie nadają się do założenia. Nasze koszulki wyglądały dobrze, pasowały na nas. Przy odbiorze koszulki otrzymaliśmy możliwość wybrania sobie koloru, ja nie mogłam się zdecydować, Tomek powiedział, że wziął czerwoną, więc ja postawiałam na białą. Tacy biało-czerwoni z nas!

Piękny Orzeł!

śniadanie ;)

               Zgodnie z moimi pogodowymi przewidywaniami z wieczoru dnia poprzedniego, kiedy w piątek obudziłam się o 7 i spojrzałam za okno wiedziałam, że będzie ciężko. Tomek nawet coś tam przebąkiwał o tym, że to za zimno i zostanie w hotelu! Nie, nie został w hotelu J Wyruszyliśmy o 9 wspólnie na linię Startu, która mieściła się na Alei Niepodległości. Ale zanim wyszliśmy było oczywiście śniadanie biegacza: herbata, kanapki z dżemem i banan. Bo jak tak bez śniadania wyjść! ;) 

Przygotowana!

                Podczas naszej drogi na start towarzyszył nam padający lekko puszysty śnieg, było zimno i mokro. Dotarliśmy w pół godziny w okolice startu i zaczęliśmy się rozgrzewać, trzeba było się ruszać, bo szybko marzliśmy. Przed 10 udaliśmy się do swoich stref startowych ja do D, Tomek do E. Wspólnie z tysiącami biegaczy zaśpiewaliśmy Marsz Dąbrowskiego i ruszyliśmy do biegu.

Dziękujmy za zdjęcie :)

               Odnośnie relacji z samego biegu niewiele mogę napisać. Trasa liczyła 10 km i biegła ulicami Poznania. Trasa bardzo mi się podobała, było wiele zbiegów, ale także kilka podbiegów, ale nie takich silnie uciążliwych. Na trasie nie było punktu odżywczego z wodą, co mi osobiście nie przeszkadzało - rzadko pije na tak krótkich trasach, a poza tym pogoda skutecznie odbierała chęci do picia. Jednak po przeczytaniu komentarzach biegaczy doszłam do wniosku, że część uznaje to za minus tej imprezy. Biegło mi się dobrze, przybijałam piątki z kibicami (mimo tak brzydkiej pogody było ich naprawdę wielu!). Do około 3 km odczuwałam dyskomfort w palcach dłoni, jednak później rozgrzałam się na tyle, że na 2 km przed metą mogłam zdjąć rękawiczki. Tempo jakim biegłam było zadowalające, lecz wymagające. Po przebiegnięciu 9 km poczułam chęć zwolnienia, ale wiedziałam że to już prawie koniec. Żałuję, że organizator nie przewidział Pacemakerów dla biegaczy, może udałoby się złamać 55 minut, aplikacja do biegania którą posiadam znów mnie zawiodła źle licząc kilometry i prędkość biegu. Ostatnio zmieniłam Endomondo na Nike NRC+ i to ta druga tak źle zadziałała w Poznaniu. Dziś pobrałam na telefon kolejną aplikację, może ta będzie wypełniać swoje podstawowe funkcje lub najwyższy czas poszukać biegowego zegarka!

Przed startem! 

                Wracając do biegu, kiedy przebiegłam linię mety zrobiłam dosłownie dwa kroki i moim oczom ukazał się tłum ludzi. Teraz wiem że miałam ogromne szczęście ze udało mi się przebiec metę, gdyż inni biegacze, w tym Tomek, tego doświadczyć nie mogli. Z tego co udało mi się przeczytać ten tłum ludzi przestał mieścić się za linią mety i zaczął rozrastać się przed. Biegacze którzy wybiegali z zakrętu na prostą do mety, nie widzieli mety tylko tłum, uniemożliwiający przekroczenie mety z satysfakcjonującym czasem. Podczas gdy ja stałam w pół godzinnej kolejce prowadzącej do odebrania medalu, wody i rogala świętomarcińskiego, inni biegacze czekali aby w ogóle formalnie ten bieg ukończyć. To największy minus tego biegu zależny od organizatorów, sądzę że meta była zbyt wąska na taką liczbę biegaczy (sprzedano 10 tys. pakietów), po prostu nie była w stanie wszystkich pomieścić. Nigdy wcześniej z czymś takim się nie spotkałam, była to pierwsza edycja tego biegu, być może organizatorzy niedokładnie to wszystko sobie policzyli. Sądzę, że kiedy organizuje się jakikolwiek bieg pierwszy raz to warto jednak określić limit na mniejszy, gdzie później w kolejnych latach już z pewnym doświadczeniem organizatorskim liczbę tę powiększać. Organizatorzy pragnęli rozpocząć bardzo głośno i może to ich zgubiło. Ja odebrałam swój medal, który jest taki piękny jak na zdjęciach, rogalika i wodę. Udało mi się w końcu wyjść z tego tłum. Byłam już bardzo przemarznięta, wręcz trzęsłam się z zimna (bardzo przydałby się koc termiczny), napisałam do Tomka wiadomość, odpisał ze czeka w kolejce po medal. Próbowałam odszukać wzrokiem go w tłumie, ale nie było szans, udałam się kawałek dalej na umówione miejsce spotkania po biegu. Tomek wkrótce pojawił się, a ja marzyłam tylko o grzejniku w hotelu i gorącym prysznicu. Podczas drogi do hotelu myślałam że popłaczę się, było mi coraz bardziej zimno. W końcu hotel i grzejnik! Tomek wchodzi na facebooka biegu żeby zobaczyć co piszą inni biegacze po biegu. Ja już wiedziałam, że zapewne wyleje się fala hejtu, ale tego się nie spodziewałam. Okazało się, że dla części biegaczy zabrakło medali i rogalików. Gdzie rogalik to kwestia kilku złotych i można było kupić go dosłownie co krok w Poznaniu, to medal jest to jednak coś zupełnie innego. Otrzymanie medalu po przekroczeniu mety jest ukoronowaniem pracy biegacza jaką włożył w sam bieg, ale także we wszystkie treningi uzupełniające, to pamiątka na którą później spoglądamy i powracają biegowe wspomnienia. Mi osobiście medale zawieszone na ścianie dodają energii i siły, kiedy przychodzi dzień kiedy nie mam ochoty zrobić treningu. Wtedy patrzę i wiem dlaczego to robię: dla tego ogromu uczuć i wspomnień które są związane z każdym z nich. 

Wiadomość z czasem ;)
                                                                                                                     
               Sytuacja jaka powstała na mecie można przypisać do winy organizatorów, brak koców termicznych dla biegaczy też, ale czy brak medalu, rogala i wody także? Uważam że nie, a na pewno nie w 100%. Braki te wyniknęły z ludzkiej zachłanności i braku kultury, biegacz który zabrał ze sobą więcej niż jedną butelkę wody i więcej niż jednego rogalika powinien być świadomy że właśnie odebrał to komuś innemu. Biegacze pisali także że widzieli wolontariuszy którzy rozdawali po więcej niż jednym rogalu, nie wiem, może zostali źle poinformowani? Bardzo łatwo policzyć: 100 osób weźmie trzy rogaliki i już brakuje nagrody dla dwustu osób. Na własne oczy widziałam, jak biegacz biegnący z wózkiem miał ze sobą 3 lub 4 rogaliki. Może przyjechał z rodziną czy przyjaciółmi i chciał ich poczęstować? Pewnie! Tylko czemu kosztem innych którzy na te nagrodę zasłużyli, a poza tym jakby nie patrzeć też zapłacili. Zawsze można było zakupić je kawałek dalej! Z medalami wyniknęłam podobna sytuacja, biegacze zabierali więcej np. dla dzieci które biegły z nimi w wózkach. Chcemy medal dla dziecka? Pewnie! Czekamy aż wszyscy swoje medale odbiorą i pytamy organizatorów czy może jakieś nie zostały. Z tego co udało mi się przeczytać pewna część medali stała gdzieś w oddali, nie pilnowana i wtedy mogły zostać skradzione. Tutaj uwaga dla organizatorów - warto następnym razem wyznaczyć osobę do pilnowania medali i zaznaczać w jakiś sposób, że medal został już odebrany. Drodzy biegacze - pamiętajmy o sobie nawzajem! A każde wydarzenie biegowe będzie wyglądać o dużo lepiej: uważajmy na siebie podczas biegu, wspierajmy się i przede wszystkim zabierajmy ze sobą tylko to co nam przysługuje.

Uwielbiam nasze wspólne wycieczki :*

               Kończąc chciałam powiedzieć, że nie zraziłam się ani do poznańskich biegów ani do Poznania w ogóle, wręcz przeciwnie bardzo polubiłam to miasto. W kolejnym wpisie z Poznania napiszę co możemy tam zobaczyć i co dobrego zjeść.

Tuesday, 1 November 2016

Słodkości


                                        Napisała Jola @ 1 listopada, 2016 r. 



  Dla umilenia Wam coraz chłodniejszych wieczorów, przedstawiam dwa przepisy które ostatnio wypróbowałam a które wg. mnie są godne polecenia, zwłaszcza że przygotowane w niedzielę smakują dobrze przez resztę dni tygodnia.

Brownie z orzechami nerkowca

Składniki:
250 g miękkiego masła
500 g cukru pudru
100 g ciemnego kakao
50 g ciemnej czekolady
4 jajka - rozbite
100 g mąki typu self - raising flour/ rising flour *
100 g orzechów nerkowca - lekko rozbitych 

* w anglojęzycznych przepisach często występuje self - rising flour czyli mąka z dodatkiem środków spulchniających.
przykładowe proporcje na taką mąkę to np.:
150 g mąki pszennej
pół łyżeczki proszku do pieczenia
pół łyżeczki sody

inna proporcja to np.:
100 g mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
pół łyżeczki soli

Wykonanie:
Nastawić piekarnik na 180 st. C
Przygotować formę o wymiarach 20/30 cm, wysmarować olejem i wysypać bułką tartą. 
Masło, cukier, kakao oraz ciemną czekoladę włożyć do żaroodpornej miski a samą miskę do garnka z wrzącą wodą. Podgrzewać aż składniki się połączą. Odstawić do wystygnięcia. 
W większej misce rozbić jajka, dodać przesianą mąkę oraz orzechy i wymieszać. Połączyć z ostudzoną masą i razem dokładnie wymieszać. Masę przełożyć do wysmarowanej formy i piec ok. 40 min.
Ps. z wierzchu brownie ma być chrupiące a wewnątrz pozostać wilgotne.





Następne w kolejce są łatwe czekoladowe krówki,uprzedzam że są bardzo słodkie ale też nie trzeba zjeść wszystkich naraz przecież ;) 

Składniki:
400 g gorzkiej lub mlecznej czekolady
397 g skondensowanego mleka w puszce, słodzonego
25 g masła
100 g bardzo drobnego cukru pudru
do posypania wierzchu mogą być wszelkiego rodzaju orzechy, migdały itp. 

Wykonanie: 
do nieprzywierającego garnuszka włożyć kawałeczki czekolady, masło i mleko, podgrzać aż składniki się połączą. Odstawić z ognia. Następnie dodać cukier, wymieszać. 
Przełożyć masę do kwadratowej formy, 20 cm i wyrównać powierzchnię zwilżoną wodą dłonią. Posypać bakaliami i wstawić do lodówki. 



Ja posypałam tartymi migdałami 

Ps. w razie jesiennej chandry, zawsze pod ręką;) 

                                                         Miłego tygodnia!