Saturday, 21 November 2015

17 km - dla podtrzymania kondycji


                                                   Napisała Jola @ 21 listopada, 2015 r.

rozgrzewka i ruszam :) 

  W tym tygodniu pogoda nas nie rozpieszczała, było zimno, mokro i wietrznie. Jedynie we wtorek udało mi się przebiec 7 km. Tyle wystarczyło aby się lekko przeziębić ;)
W końcu nadeszła sobota, spoglądam za okno, temperatura 5 st C, nie pada i świeci słonce! Jem śniadanie i już mnie nie ma.
W parku dość spora grupa biegaczy, pewnie jak ja - spragnionych biegania. Przed biegiem kilka ćwiczeń rozgrzewających i ruszam. Bardzo szybko się rozgrzałam i biegało się super!
Przebiegłam 17 km, czuję się świetnie. Na koniec jeszcze trochę rozciągania i do domu.

i po biegu :D 

A w domu gorąca kąpiel oraz gorąca herbata korzenna to jest to co biegacz w takie chłodne dni lubi najbardziej :)

Herbata korzenna 
Zaparzamy w dzbanku czarną herbatę z dodatkiem odrobiny świeżego imbiru, laski cynamonu, kilku goździków powbijanych do plasterków pomarańczy, plastra cytryny. Ja dodałam miodu. Polecam!
Oryginalny przepis na kwestiasmaku.com




Podobno pogoda jest zawsze, charakter też.

     
                                                                                Miłego weekendu!

Saturday, 14 November 2015

Czas zacząć przygotowania do nowego sezonu


                                           Napisała Jola @ 14 listopada, 2015 r.


W tle, statek wycieczkowy na rzece Mersey 


 Nadszedł już czas aby zabrać się za poważne treningi przygotowujące do maratonu.
Dziś przebiegłam dystans 10 km. Trochę się później rozpadało ale trenować trzeba w każdych warunkach. Gdy już wyjdę z domu i w trakcie biegu popada to nie działa to na mnie zniechęcająco, wręcz przeciwnie, jestem dumna z siebie że nie rezygnuję tak łatwo.




miło się biegało 

Dziś odebrałam pakiet do biegu charytatywnego na 5 km. W styczniu chcę jeszcze wziąść udział w półmaratonie a potem to już czekam na maraton w Warszawie:)



Ps. Dnia 11-go listopada o godzinie 11.11 odbył się w Warszawie XXVII Bieg Niepodległości.
Tomek z Marleną wzięli udział w tym biegu, z czego jestem niezmiernie dumna.Dumna i szczęśliwa że trenowali i zdecydowali się pokonać swój pierwszy w życiu dystans na 10 km!
Widok pięknych medali które odebrali na mecie podziałał na mnie bardzo wzruszająco. Medale będą im już zawsze przypominać o tym pięknym biegu i o tym, że chcieć to móc.




Pierwsza 10 - tka zaliczona. Brawo! 

Te medale są piękne! 


Jesteśmy z Was dumni! 


                                                                                                      Never give up!

A dla tych co pobiegali, coś bez pieczenia, kaloryczne ale smaczne. W necie jest dużo przepisów, ja zrobiłam po swojemu i wyszło bardzo dobre więc polecam!

" Banoffee pie"

  • 15 dkg ciastek degistive 
  • 5 dkg roztopionego i schłodzonego masła 
  • 1 puszka kajmaku " masa krówkowa" 
  • 2 banany 
  • 1 kubek słodkiej śmietany 
  • 1 łyżka soku z cytryny (opcjonalnie)
Wykonanie: 
Tortownicę wyłożyć papierem do pieczenia. Ciasteczka bardzo drobno pokruszyć, dodać masło. Połączyć tak aby powstała jednolita ale dosyć sucha masa. Wyłożyć spód tortownicy. Ugnieść dłonią i wstawić do lodówki.
Kajmak podgrzać aby masa stała się płynna. Rozsmarować nią spód ciasta a na nią ułożyć pokrojone w plasterki banany. Banany można skropić sokiem z cytryny. Na warstwie bananów wykładamy ubitą na nie całkiem sztywno śmietanę. Wierzch posypujemy kakao. Ciasto wkładamy do lodówki aby stężało. 


My te kalorie wybiegamy ;) 


                                                                                               Smacznego 

Tuesday, 10 November 2015

Aktywnie i kolorowo!


                                             Napisała Jola @ 10 listopada, 2015 r.




  Jesień pomału nam się kończy. Biegając kilka razy w tygodniu po parku, da się zauważyć że liści coraz mniej, niestety! Póki co, jeszcze nie całkiem opadły i można cieszyć oko pięknymi kolorami.
Jesienne bieganie ma swój urok. Nie ma już, co prawda, bardzo ciepło, ale też nie ma jeszcze przymrozków. Jedynie co, dzień zbyt szybko się kończy, zapada szybko zmrok. Dlatego, w ciągu tygodnia biegam krótsze dystanse o tej porze roku, a w weekendy, po śniadaniu staram się dystanse wydłużać.
Aby w pełni aktywnie wykorzystać tę piękną porę roku, naprzemiennie biegam i jeżdżę na rowerze   (oczywiście jeśli pogoda jest sprzyjająca).




4 listopada, z okazji rocznicy przebiegłam 17 km z rana :)  

Takim moim miłym rytuałem jest, wrócić do domu i zjeść coś ciepłego i lekko słodkiego.Coś co można szybko sobie przyrządzić ;) Takim moim ulubionym co nieco jest budyń domowej roboty o różnych smakach.

Odmierzamy 250 ml mleka. 200 ml wlewamy do garnka i zagotowujemy. W międzyczasie do reszty zimnego mleka dodajemy 1 dużą łyżkę mąki ziemniaczanej, cukru oraz np. kakao, jeśli chcemy budyń czekoladowy. Jeśli ma to być budyń o smaku np. bananowym wtedy rozgniatamy pół banana widelcem i wpierw wlewamy zimne mleko z mąką i energicznie mieszamy a po chwili dodajemy banana i mieszamy aż składniki się połączą. Zamiast bananów można dodać np. łyżkę masła orzechowego, jeśli mamy ochotę na budyń o smaku orzechowym, itp.

A oto kilka moich ulubionych :)

o smaku malinowym 

o smaku bananowym 

o smaku truskawkowym 

o smaku czekoladowym 

A przepis na pyszny " pumpkin spice smoothie" znajdziecie na blogu kwestiasmaku.com





  Ps. już nie mogę się doczekać na bieg charytatywny Santa Dash!                                                                                
                                                                                     

Sunday, 8 November 2015

Z wizytą w teatrze


                                              Napisała Jola @ 8 listopada, 2015 r.



 Dnia 4 - go listopada wybraliśmy się do Liverpoolu, do Royal Court Theatre. Odbywał się tam tego dnia wspaniały musical w wykonaniu grupy pod nazwą " Let It Be". Ich występ okazał się wspaniałym show, grają utwory zespołu " The Beatles". Wykonanie, inscenizacja, efekty specjalne - super! Podczas występu zmieniali stroje kilka razy, wyglądali i brzmieli zupełnie jak 4 -ka z Liverpoolu w latach 60 -tych!
Sala teatru wypełniona po brzegi, atmosfera bardzo fajna. Podczas tego 2 - godzinnego show można rzeczywiście " odpłynąć" i przenieść się do czasów Beatlemanii :)









Występ zaczynał się o godzinie 20 -tej. Jednak jeśli ktoś ma ochotę na zjedzenie posiłku przed występem wtedy trzeba zająć miejsce odpowiednio wcześniej. W menu jest do wyboru kilka dań na ciepło, są desery, napoje ciepłe i zimne. Z tyłu sali jest bardzo dobrze zaopatrzony bufet w którym można się zaopatrzyć w nieco mocniejsze trunki ;)
Ps. z racji tego że w tym dniu przypadła nasza 26 - ta rocznica ślubu, lampki wina nie mogliśmy sobie odmówić :)


Maroccan Spiced Stew Of Sweet Potato 

z ciecierzycą, szpinakiem,morelą i migdałami. Podane z kaszą kuskus z cytryną i kolendrą 

Fillet Of Seabass, z młodymi ziemniakami, szpinakiem, słodkimi ziemniakami, papryką i pomidorami 

Grupa " Let It Be" jeździ po całym świecie i daje wspaniałe show, więc jeśli dotrze do Polski ( a może już byli?) to gorąco polecam!

Sunday, 1 November 2015

Weekendowa wspinaczka - Grisedale Pike


                                                   Napisała Jola @ 1 listopada, 2015 r.




  W sobotę postanowiliśmy udać się na małą wycieczkę. Wybór padł ponownie do Parku Narodowego w Lake District. Koniec października, to i  z pogodą różnie bywa, więc wybraliśmy jeden z niższych szczytów - Grisedale Pike (791 m).
Po dwóch godzinach jazdy samochodem, dotarliśmy na miejsce. Zatrzymaliśmy się w maleńkiej wiosce o nazwie Braithwaite. Była godzina 10:30. Zaparkowaliśmy tuż przed szlakiem na malutkim parkingu.
Pogoda zapowiadała się deszczowa ale zimno nie było.
Zamiarem naszym było, aby idąc jednym szlakiem, dotrzeć wpierw na szczyt Grisedale Pike'a a po jego zdobyciu iść dalej i wejść na szczyt góry Grasmoor (852 m).
Widoki na niższych partiach gór jak zwykle cudowne. Te jesienne kolory, zapach i cisza...!  Jednak im wyżej wchodziliśmy tym zaczęło coraz mocniej padać, wiać i robiło się chłodniej.Samo wejście na szczyt nie było trudne, szlak bardzo fajny.
Po dwóch godzinach dotarliśmy na szczyt Grisedale Pike'a. Było już bardzo zimno a my zmoknięci, jednak szliśmy dalej w stronę następnego szczytu. Jako że jestem zmarzluchem a po około godzinie marszu deszcz nie ustępował, zdecydowaliśmy się zawrócić.Schodząc, na niższych partiach pogoda ładniejsza, przestało padać i mogliśmy przystanąć, zjeść i napić się herbaty. Zejście zajęło nam 1,5 godziny. Duże opady deszczu spowodowały że podłoże było bardzo śliskie i trzeba było bardzo uważać!
Pomimo że padało i tak było bardzo fajnie. Za każdym razem jest inaczej. Inne kolory, inne otoczenie. Jedyne co się nie zmienia to cudowne wrażenia i niezapomniane chwile!

W dole widać wioskę Braithwaite 

Ale kolorowo! 









Bo za jedna siną dalą druga dal ;) 

… nie spoczniemy… 

… nim dojdziemy… ;) 


Mamy cie, Grisedale Pike :) 

Tu już schodzimy 



Troszkę zmokłam 


Ps. Po drodze, w sklepiku gdzie kupowaliśmy mapę, dorwałam fajną książkę. Nie tylko ludzie chcą się dobrze odżywiać ;)

Garfield węszy zmiany w diecie :) 

już widzę jak zjada szpinak, brokuł i seler... ;) 




                                                                                                Miłej niedzieli!