Thursday, 10 October 2019

Cadair Idris 893 m, Mynnyd Moel 863 m, Gau Graig 684 m


                                  Napisała Jola, 10 września, 2019 r. 



  21 września odbyła się kolejna wycieczka do Walii. Jest przepiękna pogoda. Zjedliśmy w domu śniadanie, na spokojnie. Po 2 godzinach dojechaliśmy na miejsce docelowe. 
Wybraliśmy się z zamiarem wejścia na 3 szczyty. Trzymalismy się obranej trasy. Zaczęliśmy od Cadair Idris i kolejno Mynnyd Moel i Gau Graig. 
Cały szlak, łącznie ze zdobyciem trzech szlaków zajął nam 7 godzin. 
Przyjemnie się wędrowało, słońce świeciło, cudowne widoki!
Cudownie tak maszerować od szczytu do szczytu, raz po raz spoglądając za siebie jakie to wszystko jest piękne. Jak cichutko, pięknie i trening zrobiony przy okazji. 
Obecnie mamy już jesień, myślę że w tym roku jeszcze ze 2 wycieczki wpadną.
To prawda, w górach można się zakochać! 





















Wednesday, 9 October 2019

Holyhead - Anglesey

                                   
                               Napisała Jola, 9 październik 2019 r. 




  Wycieczka miała miejsce we wrześniu lecz dopiero teraz robię wpis na bloga. tak długo odkładałam aż w końcu przyszła mi myśl że zapomnę, zebrałam się więc i piszę ... 
Piszę bo lubię wracać do miłych wspomnień!

We wrześniu br. odwiedził nas nasz Synuś kochany i jako że sobota zapowiadała się ładną pogodą, zaplanowaliśmy wypad do Walii. 
Za cel obraliśmy tego dnia wzgórze Holyhead Mountain, znajduje się w północnej Walii, wznosi się na wysokość 216 m. 
Holyhead to też nazwa największego miasta w hrabstwie Anglesey na wyspie Holy Island. Miasto jest ośrodkiem wypoczynkowym. 
Wycieczka dostarczyła nam wiele przyjemności. Pogoda tego dnia była nadzwyczj piękna. Widok morza zielono - niebieskiego koloru wywołuje uczucie przyjemnego relaksu. Szlak wzdlórz brzegu Morza Irlandzkiego prowadzi nas na szczyt wzniesienia Holyhead. a po drodze mnóstwo pięknych doznań dla ciała i duszy. 
Bardzo dużo turystów tego dnia, gdyż jak wspomniałam jest to ośrodek wypoczymkowy bardzo popularny. 
Bardzo dobrze zorganizowany parking. Są ubikacje, punkt informacyjny, budka z jedzeniem i napojami a nieco z tyłu kilka dużych stolików gdzie można sobie przysiąść i zjeść spokojnie posiłek. Jeść i podziwiać piękny pejzaż jakim jest widok na morze. Coś pięknego! 
Spacerując szlakiem nasz wzrok skupia widok malutkiej wysepki na której znajduje się 30 metrowa latarnia morska do której, aby się dostać trzeba zejść ze 120 metrowego klifu pokonująć 400 stopni w dół. 
Bardzo mi się podobalo to miejsce, urocze i z całą pewnością godne zwiedzenia. 




latarnia morska 




Monday, 6 May 2019

Bieg OSHEE - 10 km w Warszawie


                          Napisała Jola, 6 maja 2019 r. 







  Dnia 14 kwietnia 2019 r. obudziliśmy się wczesnym rankiem w Warszawie. To tutaj dziś, o godzinie 9 rano rozpocznie się bieg na 10 km OSHEE. Dziś biegną też Maratończycy. Obchodzimy dziś NARODOWE ŚWIĘTO BIEGANIA! Ja tym razem maratonu nie biegnę (żałuję) ale wezmę udział w biegu na 10 km a wraz ze mną mój mąż. Przyznam że jestem bardzo szczęśliwa i podekscytowana tym że znowu tu jestem, że obserwuję, że przeżywam te cudowne chwile z tymi wszystkimi ludźmi. Uwielbiam tę atmosferę, uwielbia, wszystko co z biegiem związane. Lubię przygotowania i expo dzień wcześniej. W sobotę jeszcze odbieraliśmy pakiety, robienie sweet fotek z numerami te,z było, a co! 



 Zatrzymaliśmy się w super apartamencie, w samym centrum Warszawy. Piechotką na Narodowy to tylko 15 minut. 
Pobudka dziś o 6.30. Poranna toaleta, śniadanie: bułki z dżemem i miodem, do tego yerba mate bo kawy już nie pijemy. o godzinie 8 wychodzimy z apartamentu i podążamy na Narodowy. Trzeba się jeszcze troszkę porozciągać przed biegiem. 
 pogoda idealna do biegu, świeci słońce. Na miejscu już bardzo dużo biegaczy, muzyka gra, ludzie się rozciągają. ustawiamy się w swoich strefach i o 9 ruszamy. 











Gdy mijają nas Maratończycy to przyznam że wspomnienia powracają. Macham do nich i życzę Im powodzenia. Myśl o powrocie do maratonu ciągle mi siedzi z tyłu głowy. Myślę że jeszcze to zrobię. Narazie zadowalam się połówkami. 
Trasa biegu wspaniała most, Stare Miasto ... pięknie! 

Przez cały czas trwania biegu biegliśmy z Mężem obok siebie - jak się dało i motywując się wzajemnie. na metę wbiegliśmy z czasem 57 minut w dobrym zdrowiu i z uśmiechem. Bardzo mi się podobało, mnóstwo wrażeń i wspomnień. 






Po biegu wracamy do apartamentu. Toaleta, odpoczynek i wyruszyliśmy na miasto aby coś przekąsić. Padło na "Zapiecek" 

Po posiłku kierunek Muzeum Szopena.
Gdy przechodziliśmy obok Narodowego końcówka Maratończyków dobiegała do mety. To już prawie 5 godzina biegu. Już pewnie zęczeni i szczęśliwi zarazem że meta tuż tuż i że cel jakim jest przebiegnięcie Maratonu został osiągnięty. To nie lada wyczyn. Coś o tym wiem. przeżyj to sam ... to takie piękne uczucie! 

Następny bieg planujemy na 26 maja w Liverpoolu. Będzie to bieg "Rock'n'Roll" Liverpool half Marathon. Już nie mogę się doczekać! 

Wednesday, 13 March 2019

Liverpool Half Marathon - zmierzyć się z wyzwaniem


                               Napisała Jola @ 13 marzec, 2019 r. 





  10 marzec, 2019 r. Dziś odbył się Liverpool Half Marathon. jak przewidywały prognozy pogody, poranek tego dnia okazał się deszczowy, zimny i wietrzny. Dla biegacza z zamiłowania, takie drobne anomalia pogodowe nie mają znaczenia, zwłaszcza że solidnie przygotowywał się do tego właśnie biegu. Od tego są odpowiednie ubrania i nie ma problemu. 






Dla mnie jest to już kolejny półmataton, lecz dla mojego męża jest to pierwszy bieg masowy w którym bierze udział. 
Przygodę z bieganiem zaczął już około dwa lata temu z małymi przerwami. Ostatnich kilka miesięcy biegał już regularnie, razem ze mną. Biegał krótsze dystanse na początku a potem już biegaliśmy razem, zwiększając dystans o kilka metrów. Gdy wytrenował się na tyle aby swobodnie przebiec 20 km, nadszedł czas aby zapisać się na połmaraton i zmierzyć się z dystansem półmaratonu. Dla niego ważne też było zrzucenie paru kilkogramów, co się udało gdyż rozmiar koszulki L zamienił na M. 

Tak poważnie zaczął dbać o kondycję od lata 2018 r. Wtedy też wyeliminowaliśmy oboje z diety mięso. Zaczęliśmy pić znacznie więcej soków. 

Regularne ćwiczenia, bieganie i dieta. 
Obecnie, w sezonie zimowo wiosennym biegamy sobie dwa razy w tygodniu, w różnych miejscach. Od czasu do czasu jedziemy pochodzić po górach aby wyćwiczyć też inne partie mięśni. 
Ćwiczenia typu planki. Jeśli o mnie chodzi, to prawie codziennie wchodzę na matę. Są to czasem krótkie sesje poranne np. joga na dobry dzień - 10 min. Bywają też sesje 30 min np. rozciągająca, albo 15 min np. relaksacyjna sesja jogi. No i medytacja też jest. 

W diecie zdecydowanie dużo warzyw i owoców. Staramy się pić świeżo wyciskane soki niemalże codziennie. Świetnie się po nich czujemy, dają uczucie sytości, czujemy się dożywieni. 

W dniu startu, na dwie godziny przed biegiem zjedliśmy śniadanie składające się z chleba z dżemem, do tego yerba mate. 
Ze sobą na bieg zabraliśmy izotonik w postaci soku z melona. Po biegu czekał na nas wcześniej przygotowany w domu szejk z; mleka roślinnego, banana. masła orzechowego. 

Jak już wspomniałam na początku, pogoda nie rozpieszczała. Start o godzinie 9 a tu pada i pada ... rozciąganie przed startem i już wyczekujemy rozpoczęcia biegu aby nie zmarznąć za bardzo. 
Start. biegniemy, biegniemy i okazuje się że jest całkiem ok! Mamy kurtki przeciwdeszczowe, kaptury, rękawiczki. po 20 minutach już jest ciepło, tak w sam raz. obserwuję męża i widzę że całkiem dobrze sobie radzi. nie zrzędzi, nie narzeka tylko biegnie. Biegniemy swoim stałym tempem i jest super. W połowie trasy przestało w końcu padać i nawet wyszło słońce. Fajnie się biegło do czasu gdy wbiegliśmy na ostatnią długą prostą tj na promenadę. Tak zaczęło wiac że momentami myślałam że wywieje mnie wprost do rzeki Mersey! 😁Wiatr był bardzo silny, taki pod prąd, ale nie ma co narzekać, zaliczam to jako trening siłowy, przyda się, a co!

Z takich moich przemyśleń, to muszę napisać że fajnie jest jednak biegać razem a jeszcze fajniej biegać razem w biegach masowych, z innymi ludźmi od czasu do czasu. Nasz czas nie był powalający bo 2:22 choć myślę że przy innych warunkach pogodowych dalibyśmy radę nawet 2h ale nie to jest dla nas ważne. Ważne jest to że dane nam było wziąść udział w tym biegu, że pobiegliśmy razem pierwszy raz, że przygotowaliśmy się dobrze do biegu i ukończyliśmy go w zdrowiu. Bardzo fajna przygoda. 








Z historii mojego męża można się nauczyć tego że "nigdy nie mów nigdy". tak się kiedyś zarzekał że bieganie nie jest dla niego, że nigdy, przenigdy nie założy leginsów, że lubi chipsy itp. ha ha. Nic z tych rzeczy, wszystko zmienił. Zmienił postrzeganie. Zmienił dietę, zmienił ciało do tego stopnia że z radością i satysfakcją przebiegł swój pierwszy półmaraton. Jestem z niego bardzo dumna bo widziałam jak walczy ze sobą, jak zmienia nawyki, jak CHCE! 

Po biegu wegetariańska pizza 😋






                                         Do następnego! 

Sunday, 10 February 2019

Pincyn Llys, Denbigshire - Walia


                               Napisała Jola @ 9 luty 2019 r. 


rozpoczynamy 4 godzinną wędrówkę 


  W sobotę, tj. 9 lutego 2019 r. zdecydowaliśmy się pojechać do Walii - znowu. Obecnie przygotowujemy się do półmaratonu i w ramach przygotowań postanowiliśmy w tym tygodniu pochodzić po górach aby włączyć do pracy też inne mięśnie w nogach, Chodzenie po górach to świetna sprawa ale o tym już kiedyś pisałam. Tym razem wybraliśmy miejsce dość spokojne tj nie bardzo oblegane przez turystów, takie na którego odcinku jest dużo zbiegów i podbiegów. takim właśnie miejscem jest Denbigshire. 
Nasz obrany szlak wynosi 16 km a jego najwyższe wzniesienie to 412 m i w tym właśnie miejscu znajduje się Pincyn Llys. 
Szlak który obraliśmy mozna przejść w czasie 4 godzin lub przebiec w ciagu 1h i 27 minut według ulotki. 
My tym razem maszerowliśmy tym szlakiem 4 godziny ale już wiemy że napewno tu powrócimy aby sobie pobiegać bo to wymarzone miejsce dla biegaczy! 






Z naszego miejsca zamieszkania dojazd zajął nam 1 godzinę. Pogoda dopisała choć lekki deszczyk w pewnym momencie się pojawił. Nie ma co narzekać, słoneczko świeciło cały czas! 
Przez długi odcinek drogi towarzyszy spacerowiczom szum potoku który działa niezwykle kojąco.
Dość wysokie wzniesienia od których z początku marszu bolą mięśnie nóg ustępują już po godzinie, wiadomo ciało się przyzwyczaja do wysiłku. Na codzień się po górach nie chodzi i nie wszystkie mięśnie są do tego przyzwyczajone. 

Po okolo godzinie szlak prowadzi nas przez łąki z których roztacza się piękny widok na otaczające góry. 


piękna tęcza 


przy przejściu z jednego odcinka w drugi warto przystanąć i rozejrzeć sie wokoło 




Po pewnym czasie wchodzimy w las - piękny i pachnący. a po przejściu odcinka lasu wychodzimy do następnej części szlaku która prowadzi już na wierzchołek Pincyn Llys. Tu zrobiliśmy sobie mały przystanek i zjedliśmy mały posiłek. Tu jest środek naszej wycieczki i z tego miejsca będziemy wracać do punktu wyjścia. maszerujemy trochę inną stroną i podziwiamy góry . po drodze dużo owieczek a nawet konik który podszedł aby się przywitać. Śliczny ten konik!


ktoś sobie szałas zbudował 


szczyt mały ale zawsze można powiedzieć że zdobyty! 




Wycieczka stosunkowo krótka ale bardzo fajna, dało się odczuć mięśnie nóg a to znaczy że trening został zaliczony. W to miejsce powrócimy napewno jako biegacze bo to wprost wymarzone miejsce do biegania. Podoba mi się to miejsce w miesiącu lutym to moę sobie wyobrazić jak latem tu musi być pięknie! 


                                              miłego zwiedzania